piątek, 18 marca 2011

GD prześladowca

Szkoda, że minęła Ci fascynacja azjatyckim szołbiznesem. Zawsze było z kim popiszczeć nad jakimś nowym teledyskiem i z kim podzielić się najnowszymi ploteczkami. A co tam. Może Ty tu już nie zaglądasz, ale może (może?) kiedyś uczyni to ktoś inny, a ja przynajmniej nadal będę mieć swoje forum, na którym będę mogła wylewać swoje maniactwa. Gdyby jeszcze tylko można było zarabiać na takich nieszkodliwych szaleństwach, jak orientacja w azjatyckim świecie kultury pop... Eh...

Skoro już jesteśmy w klimacie wariactw i fascynacji...

Nie cierpię sytuacji, gdy coś (ktoś) mnie fascynuje, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Patrzysz i patrzysz… I nadal nie wiesz. Chcesz się dowiedzieć, więc patrzysz więcej, szukasz, przeglądasz, doczytujesz. Dochodzisz wreszcie do wniosku, że naprawdę nie wiesz, w czym rzecz i śmiesz już wątpić, że się dowiesz, a na domiar złego fascynacja pogłębia się z każdym spojrzeniem…

Kiedy teraz o tym myślę, moja fascynacja GD zaczęła się dość dawno. Jeszcze nawet przed tym, jak zaczęłam lubić Big Bang. Zupełnie na początku mojej przygody z k-popem, serfując od jednego teledysku na youtubie do drugiego, natrafiłam na „Heartbreaker”. Pamiętam, że piosenka totalnie mnie nie przekonała, elektronicznie zmieniony głos zirytował, a podskakujący na klipie facet wydał mi się straszliwie niemęski i dziwaczny… Ale… Już wtedy coś musiało między nami zaiskrzyć, skoro pamiętam tę chwilę tak dokładnie. O ironio, obecnie jest to jeden z moich ulubionych teledysków, a piosenka, nie powiem, bardzo fajna…


Kim jest GD? Każdy szanujący się fan k-popu doskonale zna odwiedź na to pytanie. Pod dwuliterowym skrótem kryje się pseudonim sceniczny G-Dragona, zaledwie 23(!)-letniego mieszkańca Seulu, Kwon Ji Yonga. Jest chłopina liderem super popularnego zespołu Big Bang, ale zdażyło mu się również nagrać własną, solową płytę oraz jedną we współpracy z innym członkiem Big Bang – z T.O.P. Komponuje, śpiewa, rapuje, pisze teksty, uzdolniona bestia. Przez wielu okrzyknięty geniuszem (przy czasie zamieszczę tu wywiad z nim, a propos bycia geniuszem), dla mas ikona stylu i zdobywca prestiżowego tytułu najlepiej ubranej gwiazdy koreańskiej estrady.


I docieramy wreszcie do sedna – dlaczego owy pan tak mnie prześladuje? Jest młodociany, czasem wygląda tak super-kawaii-rozkosznie, że zastanawiam się, czy w ogóle posypał mu się już jakiś zarost, ubiera się bardziej niż dziwacznie, muskulaturę to on tylko ogląda u swojego kolegi z zespołu, Taeyanga, zawodzi cieniutkim, zachrypniętym głosikiem, strzela głupkowate miny, a gdy pozuje do zdjęć to w 99 przypadkach na 100 wygląda jak skończony kretyn (ja naprawdę tak długo mogę!)… ale… do jasnej cholery, mimo to, nadal jestem w jego sidłach!




Oddajmy jednak panu GD sprawiedliwość – czasem potrafi wyglądać nieźle. Generalnie lepiej oglądać go w naturze (tzn., na filmach, w naturze nie śmiem nawet marzyć) niż na zdjęciach. Gdy pierwszy raz zobaczyłam „Beautiful Hangover” wiedziałam już, że jestem stracona. Wcześniej się jeszcze opierałam, ale po tym klipie, nie było już dla mnie ratunku. Jakkolwiek sama nie wierzę, że to piszę: maruk! Potem było „She’s gone” i ten przelotny, szalony uśmieszek… Jeśli jeszcze całość polać doskonałą muzyką, którą tworzy… Krótko mówiąc, wpadłam jak śliwka w kompot.


Jest jedna rzecz, którą muszę dodać na swoją obronę. Wśród tego całego k-popowego i roztańczonego tłumku, gdzie każdy ze śpiewających facetów nie śpi po nocach, zastanawiając się jak by tu ponętniej wygiąć ciało na koncercie, czy też jaki odcień czerni wybrać, by kolor garnituru jak najlepiej podkreślił ich seksowne spojrzenie… GD oraz cała jego ferajna są jak wesołe miasteczko w szarym stepie. No dobrze, może i Taeyang lubi się powyginać, ale generalnie chłopcy są zawsze uśmiechnięci, często występują w ciuchach kolorowych jak tęcza i nie boją się najdziwniejszych stylizacji. Powyższe stwierdzenia odnoszą się zwłaszcza do lidera Big Bang i do T.O.P. Uwielbiam ich wspólne dziecko, album „GD&TOP”, właśnie za ten luz, za dystans do siebie, szalone teledyski i ciągłe puszczanie oka do słuchaczy. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że GD to taka koreańska Lady Gaga. Biorąc pod uwagę miłość Kwon Ji Yonga do mocno przesadzonych outfitów, jego niezaprzeczalny sukces na scenie muzycznej i fakt, że nadal nie mogę się zdecydować, co byłoby lepsze, GD jako ładniutki chłopczyk, czy jako brzydziutka dziewczynka… to tak, coś w tym może być.



Jak się wreszcie do tego przyznałam, jakoś mi lepiej. Ufff… Może wreszcie skończy się era niechcianego GD-magnetyzmu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...