poniedziałek, 27 października 2014

Japończycy pokazują pazurki

Dosłownie.


Nie wiem jak Wy, ale operowanie lakierem do paznokci (jak długo nie służy on jako klej uniwersalny) nie jest moją specjalnością. Nie dość, że zawsze wszystko wokół jest ubabrane (ze mną włącznie), to jeszcze z moim nieziemskim wprost poziomem cierpliwości zawsze, ale to zawsze, kończę z innym paznokciem odciśniętym na lakierze, albo wzorkiem koszulki, albo poduszki albo czegokolwiek innego, co akurat znalazło się w zasięgu. Odkrycie takiej niedoskonałości niezmiennie kończy się atakiem szału, latającymi butelkami ze zmywaczem do paznokci i strzępkami płatków kosmetycznych. Po co mi to. Darowałam sobie już dawno temu.

Japończycy kochają detale, schludność i dbałość o higienę, więc wkładają wiele trudu w to, by mieć piękne i zadbane dłonie. To, co czasem Japonki potrafią mieć na swoich paznokciach, zakwalifikować można jako małe dzieła sztuki. Od niedawna kolorowe pazurki nie są już tylko babskim przymiotem! Japończycy także zapragnęli odrobiny wolności w wyrażaniu siebie i wielu młodych biznesmenów zaczęło lansować „bijinesu neiru” czyli biznesowe paznokcie!


Wyjaśnienie genezy tego fenomenu nie jest trudne. Wystarczy spojrzeć na modową sytuację większości mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Od przedszkola muszą nosić mundurki, potem mają chwilę luzu na studiach (ale bez szaleństw, bo profesorowie będą krzywo patrzeć, jakby się komuś za bardzo przed szereg chciało wysunąć), a potem praca i obowiązkowy gairek, jak kto woli garnitur, a dla pań zgrabna garsoneczka. Nie ma za bardzo kiedy się wyżyć ani zaakcentować swojej osobowości. Szczególnie panowie są w pożałowania godnej sytuacji, gdyż kultura pracy wymaga nawet od pomniejszych biznesmenów i urzędników, by odziani byli w czarny garnitur, białą koszulę i obwiązani niekrzykliwym krawatem. Jeśli dodać do tego, że każdy Japończyk ma z natury czarne włosy (farbowanie nie wchodzi w grę, olaboga! @__@), czarne oczy i podobną budowę ciała: łatwo rozpłynąć się w tłumie identycznie wyglądających pracowników.

Czemu więc nie dodać odrobiny pieprzyku do swojego nudnego, poprawnego aż do bólu wizerunku? Te kilka maźnięć pędzelkiem i parę niewinnych diamencików dodadzą szyku każdemu pracownikowi biurowemu! Miłośnicy męskiego manicure twierdzą, że od czasu, kiedy ich paznokcie nabrały barw, nie tylko poprawiła się ich sytuacja w pracy (podwyżki, awanse), ale również towarzyska! Przyjaciele walą drzwiami i oknami, kobiety mdleją na sam widok (nie wiem czy z zachwytu), świat jest u ich stóp!


Dobrze, dobrze… Zostawmy w spokoju epickie hiperbole. Coś jednak musi być w kolorowych pazurkach, skoro młodzi Japończycy są w stanie zainwestować grube jeny w profesjonalnie zrobiony manicure. „Ja zmieniam wzory na moich paznokciach dwa, trzy razy w tygodniu, jeśli tylko mogę, zawsze jest to jakiś temat do rozmów z klientami.” wyznał 31-letni Genki Tsuitachi, kierownik działu reklamy jednej z tokijskich firm „Kosztuję to mnóstwo pieniędzy, jasne – czasem połowa mojej wypłaty idzie na serduszka i sztuczne brylanciki – ale warto robić to porządnie, szczególnie, że jest mnóstwo ekskluzywnych salonów, nastawionych na mężczyzn takich jak my, które otwarte są do późna w nocy, ponieważ pracujemy długo i nie moglibyśmy tam pójść w innym czasie.”

Koszt zrobienia paznokci w salonie w Tokio to minimum 100 dolarów! Najwyraźniej warto! Posłuchajmy poruszającej historii Jina, 26-letniego pracownika jednej z czołowych firm zajmujących się mediami.

Jakieś osiem miesięcy temu byłem właściwie tylko robotem, wpisującym dane do systemu. Nikt w mojej firmie mnie nie znał, pracowałem 16 godzin dziennie i zarabiałem niecałe 120 000 jenów brutto miesięcznie (ok. 3700 zł, ale na warunki japońskie, szczególnie tokijskie, nie jest to powalająca kwota) – moje życie było dość nędzne. Raz, kiedy popełniłem ten błąd i wydałem za dużo pieniędzy na moje hobby: gry wideo i mangę, musiałem jeść chińskie zupki (to co u nas uchodzi za chińskie zupki, tak naprawdę zostało wynalezione w Japonii, więc są to japońskie zupki ;) z zimną wodą, bo nie mogłem zapłacić rachunków za gaz. Niemal zadławiłem się na śmierć kawałkiem suszonej krewetki.
Jednak jednego dnia moja dziewczyna, która interesuje się zdobieniem paznokci, zapytała, czy mogłaby poćwiczyć na mnie w domu. Pozwoliłem jej pomalować moje paznokcie i przykleić na nie różne rzeczy i później, jako żart, poprosiłem, żeby zrobiła mi logo firmy, dla której pracuję. Nawet mi się spodobało, więc zostawiłem malunek. Następnego dnia w naszej stołówce wyciągnąłem rękę, by chwycić butelkę Pocari Sweat (przeciekawa nazwa wody… pot Pocariego ^^) kiedy mój szef, który stał w kolejce za mną, zauważył moje paznokcie i zagadnął mnie. Był naprawdę pod wrażeniem tego, co uznał za moje oddania firmie. Dwa miesiące później zostałem jego osobistym asystentem i obecnie zarabiam około 450 000 jenów (niemal 14 tys złoty! @__@) plus wydatki.”


Od tego czasu Jin reguralnie prosi swoją dziewczynę, by zrobiła dla niego manicure a raz na kilka tygodni idzie do profesjonalnego salonu, by machnąć sobie coś naprawdę szałowego. Niektórzy koledzy podśmiechują się z niewinnej pasji młodego asystenta, ale Jina niewiele obchodzą głupkowate żarty. „Mam to gdzieś, zarabiam trzy razy tyle, co niektórzy z nich, więc niech się pier**.

I słusznie, jeśli Jina to uszczęśliwia i wierzy, że kolorowe paznokcie to klucz do jego sukcesu: z Bogiem. Mniemam, że jest to już pewna oznaka starczego zmurszenia z mojej strony, że nie jestem już tak otwarta na nowości i mnie raczej takie ekstrawagancje by nie skusiły. Pewnie tak kiedyś musieli czuć się nasi pradziadowie, gdzie nasze prababcie nagle zaczęły paradować w spodniach. Do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić a starsza generacja ma ten przywilej się konserwować i nie popierać. Tak więc ja innym nie bronię, ale na wszelkie wypadek schowam jedyny lakier do paznokci, jaki mamy w domu… Strzeżonego… ^^

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 24 października 2014

Kultura przemocy: armia koreańska i jej wpływ na życie codzienne

Nie jest łatwo być Koreańczykiem. Surowi rodzice, wyścig szczurów w szkole (więcej tutaj), wyścig szczurów w korporacjach, wieczna presja wyników, zarobków, doskonałego wyglądu (więcej tutaj i tutaj) i spełniania oczekiwań. Na dokładkę panowie muszą jeszcze oddać ponad 2 lata ze swojego życiorysu matce Korei, odbywając obowiązkowe szkolenie w armii. Tak jak i poprzednie lata nauki i pracy, ten czas również nie jest usłany różami.


Obowiązkowa służba wojskowa to duma i wyznacznik męskości dla większości Koreańczyków. Wymigiwanie się od patriotycznego obowiązku nie tylko jest źle widziane, ale również może skończyć się społecznym ostracyzmem: problemami ze znalezieniem pracy i utratą przyjaciół. Wiele tysięcy młodych mężczyzn idzie więc w kamasze, odpowiadając na wołanie kraju, który wciąż znajduje się oficjalnie w stanie wojny z Koreą Północą (zawieszenie broni trwa od 60 lat).

Służba nie jest łatwa. Rygor i wysiłek, jakiemu muszą sprostać w większości młodzi chłopcy, jest przeogromny, a pobytu na pewno nie umila fakt, że możliwości kontaktu z rodziną i przyjaciółmi są bardzo ograniczone a telefony komórkowe skonfiskowane. Stłoczeni w wojskowych barakach, zmuszeni do przebywania ze sobą 24h na dobę, poddani wojskowemu drylowi i wyczerpującym ćwiczeniom, koreańscy chłopcy przeżywają trudne chwile. Jest jeszcze jeden aspekt, który wiąże się ze służbą w wojsku, o którym sami żołnierze i oficerowie nie mówią chętnie: znęcanie się i „kocenie” pierwszoroczniaków przez żołnierzy odbywających drugi rok służby.


Statystyki mówią, że w przeciągu ostatniej dekady niemal 800 żołnierzy popełniło samobójstwo w czasie trwania swojej służby. W dużej mierze odpowiedzialni za te śmierci są koledzy z baraku, którzy z tych czy innych przyczyn postanowili zamienić życie przypadkowych chłopców w koszmar.

Głośny był przypadek 22-letniego Yoona, który zmarł w kwietniu tego roku po tym, jak koledzy z kompanii uderzyli go w klatkę piersiową. Oficjalna wersja armii brzmi, że chłopak akurat coś jadł i w wyniku uderzenia kawałek jedzenia dostał się do tchawicy i Yoon się udusił. Wszystko wskazuje jednak na to, że koledzy wpychali mu do gardła jedzenie przemocą, okładając go przy tym po torsie. Po przewiezieniu chłopaka do szpitala i dokonaniu autopsji okazało się, że Yoon musiał przez długi czas znosić podobne ataki i znęcanie się, gdyż jego ciało pokryte było siniakami. W trakcie śledztwa na jaw zaczęły wychodzić coraz obrzydliwsze i potworniejsze szczegóły tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami wojskowych baraków.

[tutaj możecie znaleźć zdjęcie ze szpitala, do którego trafuł Yoon.
Naprawdę drastyczne, dlatego zamieszczam tylko link.]

Koszmar młodego poborowego trwał ponad miesiąc. Przez ten czas koledzy regularnie go bili, nie pozwalali spać do 3 nad razem, raz zmusili go stania w pozycji konnego jeźdźca przez 3 godziny, czy zlizywania z podłogi plwocin. 6-ciu głównych oskarżonych usłyszało również zarzut molestowania seksualnego swojej ofiary. Co zaskakujące, jeden z oprawców, noszący nazwisko Lee, również był ofiarą podobnych ataków w czasie swojego pierwszego roku służby. Koledzy zmusili go np. do połknięcia całej zawartości tubki pasty do zębów albo lali mu wodę na głowę, gdy leżał na podłodze. Te doświadczenia najwyraźniej nie nauczyły Lee współczucia dla ofiar podobnych ataków i by ulżyć swoim frustracjom, postanowił zemścić się na rasie ludzkiej, nękając kolejnego, bogu ducha winnego chłopca.


Szokująca w całej tej sprawie jest reakcja armii koreańskiej, która dopiero w sierpniu przyznała, że zdarzenie miało miejsce, po tym jak informacja wyciekła do prasy z Wojskowego Centrum Ochrony Praw Człowieka.

A podobnych zajść tylko w tym roku było mnóstwo! We wrześniu dwóch żołnierzy zmarło po tym, jak ich koledzy postanowili zabawić się ich kosztem. Przywiązali obu do krzeseł i obwiązali im głowy szmatami, doprowadzając ich tym do uduszenia. W okresie od lipca do września kolejnych 3 mężczyzn popełniło samobójstwa, a jeden, doprowadzony do ostateczności, chwycił broń i otworzył ogień, mordując 5 swoich oprawców, raniąc kilka innych osób i ostatecznie próbując (bez powodzenia) popełnić samobójstwo.

Po tych rewelacjach armia uderzyła się w piersi i zarzeka się, że wprowadzi zmiany, by życie młodych poborowych było lżejsze. Mają poprawić stan baraków, umożliwić częstsze kontakty z rodziną, zatrudniono wielu nowych psychologów, by pomóc ofiarom ewentualnych ataków.

Problem jednak tkwi w tym, że żadna z ofiar znęcania się ani słowem nie wspomniała nikomu o swoim losie. Rodziny niezmiennie pozostawały zszokowane, że ich syn przechodził przez taką gehennę. Koledzy związani byli zmową milczenia, a przełożeni udawali, że niczego nie widzą. Pisałam już o wielu problemach nękających koreańskie społeczeństwo i znamienny wydaje się być we wszystkich przypadkach fakt, że ofiary z pochyloną głową przyjmują swój los. Czy to molestowanie i nadużycia w koreańskich firmach (konkretnie pisałam o agencjach gwiazd), czy presja i znęcanie się w szkole (więcej tutaj), nikt nie prosi o pomoc, mało kto zwierza się ze swoich problemów. Reszta udaje, że niczego nie widzi, bo przez pomoc ofierze, sami mogą stać się kolejnym celem ataków. To przerażające, jak wielki wpływ na ich umysły ma poczucie hierarchii i obowiązek podporządkowania się stojącym wyżej na społecznej/profesjonalnej drabinie.


Coś też jest z akceptacją przemocy w Korei, bo nawet dziecięce gry, zawierają w sobie sporą dawkę brutalności. Moi koreańscy znajomi nauczyli mnie kilku gierek dla zabicia czasu i celem niemal wszystkich było wymierzenie drugiej osobie kilku razy. Jasne, że to było tylko dla zabawy i nie czyniło wielkich zniszczeń, ale sam fakt, że już dzieci z upodobaniem wymierzają sobie wzajemnie uderzenia dwoma palcami w przedramię, czy biją się po rękach, jest zastanawiający. Może ja żyłam w jakiejś bańce mydlanej, gdzie z koleżankami ładnie bawiłyśmy się klockami albo czesałyśmy lalki Barbie, ale nie pamiętam takich brutalnych gier. Oświećcie mnie, jeśli się mylę. Jedyna przemoc, jakiej byłam w równej mierze sprawcą i ofiarą, były kłótnie z moją siostrą :P

Wielu nauczycieli swoją postawą zakorzenia w uczniach przekonanie, że tylko dyscyplina i posłuszeństwo są wyznacznikiem wartości człowieka. Słuchałam kiedyś wywiadu, gdzie 20-kilku-letni Koreańczyk powiedział, że jego nauczyciel z upodobaniem powtarzał, że wykonywanie poleceń jest czymś, co wyróżnia nas jako rasę ludzką. Nie wiem skąd mu się to wzięło, bo z tego co wiem, psy całkiem nieźle reagują na polecenia, nawet chomika można przyuczyć do tego i owego. Będąc wychowanym w takim duchu, nie trudno więc stać się milczącą ofiarą kilku wyrostków, którym wydaje się, że wszystko im wolno.

Na studiach też nie jest wiele lepiej. Pierwszoroczniacy muszą oficjalnie „przedstawić się” swoim starszym kolegom i koleżankom podczas inauguracyjnego wieczoru. Jeśli nie wykrzyczą swojego imienia wystarczająco głośno i szybko, narażą się później na kpiny i karne picie, które bardzo często kończy się zjazdem pod stół niedoświadczonego studenta. Musi być jakaś przyjemność w zmuszaniu niżej postawionych do picia do nieprzytomności, bo z upodobaniem praktykują to nie tylko studenci na swoich imprezach, ale także przełożeni w firmach, podczas obowiązkowych, integracyjnych libacji.

[bo bez picia nie ma życia!]

Rygor, hierarchia i ślepe podporządkowanie, tak wszechobecne w armii, przekłada się również na kulturę pracy w wielkich korporacjach. Wszyscy pracujący tam panowie (a ich jest zazwyczaj znaczna większość) przeszli wojskowe szkolenie i dobrze odnajdują się w wojskowym drylu. Przełożeni mogą więc cieszyć się niemal władzą absolutną a młodzi zrobią wszystko, byle tylko utrzymać swoją posadkę.

Jest w Korei kilku śmiałków, którzy ośmielili się wystąpić przeciwko skostniałym zasadom i zwyczajnej głupocie. Aktywista na rzecz praw gejów, Lim Tae Hoon, podjął w parlamencie dyskusję na temat kondycji armii, ale zaraz został zgromiony przez swoich kolegów. Jakim prawem Lim śmie mówić na temat armii, skoro sam w niej nie był!? Lim, w proteście przeciw dyskryminacji gejów w wojsku, postanowił dobrowolnie odsiedzieć kilkanaście miesięcy w więzieniu, by nie musieć odbyć służby. Niewypełnienie patriotycznego obowiązku z miejsca skreśla Lima w oczach wszystkich poprawnie myślących mężczyzn i odbiera mu prawo do dyskusji w temacie. Idąc tym torem rozumowania, nie wiem czemu wszyscy owi panowie biorą się za stanowienie prawa, skoro wielu z nich nigdy nie miało nawet losowego kodeksu w ręku. Tak czy owak, opinie na ten temat wydają się zabetonowane, a sami oficerowie przyznają, że odrobina przemocy i terroru wzmaga gotowość bojową. Wielu oskarżonych o znęcanie się żołnierzy stwierdziło prostodusznie, że robili to, by poprawić karność w swojej drużynie.

Ile jeszcze podobnych Yoonowi ofiar potrzeba, by coś drgnęło w skostniałym wojskowym systemie? Do lat 80-tych Korea była pod dyktaturą wojska, które miało ogromne znaczenie w kontekście zagrożenia ze strony Korei Północnej. Wielu starych generałów wciąż mentalnie tkwi w tym okresie i bynajmniej nie zamierza reformować swojego spojrzenia na sprawę. Ich mało obchodzi cierpienie jakichś tam kilku szeregowych. Jak długo, oczywiście, prasa za dużo o tym nie jazgocze…

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

wtorek, 21 października 2014

Biała kobieta i skośnooki = ból serca?


Biały mężczyzna u boku skośnookiej piękności to wcale nie taki rzadki obrazek. Kto był w Azji, ten wie. Pomińmy tutaj wątek obleśnych białych dziadów, przeżywających kryzys wieku średniego i podnoszących sobie mniemanie wakacjami w egzotycznym kraju, gdzie mogą sobie kupić towarzystwo przepięknych i przebiednych lokalnych dziewcząt. Mówię o normalnym, zdrowym związku, gdzie chemia działa w obie strony a serduszka pykają nad gruchającymi czule główkami zakochanych.

[szczęśliwe małżeństwo, pomysłodawcy "zasad kłótni", o czym będzie dalej :)]

Czemu takie związki zazwyczaj dobrze wróżą na przyszłość? Powody są dość oczywiste: narzucane w Azji role społeczne, jakie mają do wypełnienia kobieta i mężczyzna, nie kolidują tak bardzo z tym, do czego jest przyzwyczajony zachodni mężczyzna. Gorzej natomiast, jeśli w romantyczne uniesienia uwikłana jest kobieta z zachodu i Azjata wschodni.

Przeciwieństwa się przyciągają i urok egzotyki bywa czasem nieodparty, toteż nie trudno stracić głowę dla przystojnego skośnookiego. Jak też nie jednemu skośnookiemu szybciej bije serce na widok mieszkanek zachodu. Szybki i namiętny romans na pewno jest w zasięgu ręki każdej otwartej na doznania kobiety, ale czy jest to materiał na trwały związek? Z tym, niestety, bywa różnie.

Wiele zależy od obu stron, jak wiele wysiłku wkładają w bycie razem, jak daleko są w stanie pójść na kompromisy, zmienić swoje oczekiwania i dostosować się do oczekiwań drugiej strony. Każdy związek wymaga pracy i jeśli jest dobra wola, nawet różnice kulturowe nie są straszne. Wiem z doświadczenia, bo sama wplątałam się w związek z Hindusem. Każdy z nas jest dzieckiem kraju i kultury w jakiej się wychował, ale przede wszystkim jesteśmy ludźmi i wierzcie mi, w związku przede wszystkim jest się kobietą i mężczyzną, a dopiero później Polką, Hindusem czy Koreańczykiem.

Interkulturowe mariaże nie są jednak czymś, na co każdy może sobie pozwolić. Trzeba otwartości, zrozumienia i zamiłowania do podejmowania wyzwań. Koreańczycy, w swojej masie, są wciąż dość zamkniętym narodem, który dopiero od kilkudziesięciu lat otworzył się na wpływy z zewnątrz, a zwiększony napływ obcokrajowców to zjawisko, które dopiero niebawem osiągnie pełnoletność. Młode pokolenie podróżuje, bierze udział w programach wymiany studentów, spotyka przedstawicieli innych nacji, ale dla ich mam i babć biały człowiek, to wciąż dość mityczny stwór.


Cały czas żywe są przekonania, że dzieci pochodzące ze związków par mieszanych są dużo głupsze i mniej uzdolnione niż Koreańczycy pełnej krwi. Ogólne wyobrażenia na temat kobiet zachodu również niezbyt nam schlebiają. Prowadzimy się lekko, mamy gdzieś tradycje i poszanowanie dla starszych. Nie rozumiemy koreańskich wartości, nie będziemy umiały zatroszczyć się o naszego mężczyznę i razem z tymi wszystkimi wywrotowymi przekonaniami, które uosabiamy, zwyczajnie nie nadajemy się do przyjęcia na łono porządnej, koreańskiej rodziny.

Nie da się przecenić wagi tego, co myśli o nas przyszły teść i teściowa. W Korei panuje zwyczaj, że młodzi wyprowadzają się z rodzinnego gniazdka dopiero po ślubie, a więc rodzice mają spore możliwości wpływu na swoje dorosłe dzieci. Finansowo-mieszkaniowe zależności to nie jedyna przyczyna niemal ślepego posłuszeństwa, jakie przynależy się rodzicom. Konfucjańska filozofia, głęboko zakorzeniona w krajach wschodniej Azji, zobowiązuje dzieci do okazywania odpowiedniego szacunku swoim rodzicom, co w praktyce oznacza nie sprzeciwianie się życzeniom starszych i robieniu tego, czego od nich się oczekuje. Jeśli więc rodzina naszego skośnookiego wybranka nie życzy sobie mieszania krwi, marne szanse, że związek przetrwa tę próbę.

I najprawdopodobniej dowiesz się tego ze zdawkowego SMSa albo wiadomości na KakaoTalk (odpowiednik naszego gg). Okazywanie silnych emocji jest w Azji uważane za oznakę słabości i braku szacunku wobec rozmówcy. Zamiast otwartej dyskusji, która zapewne skończyłaby się płaczem i podniesionymi głosami, 90% Azjatów wybierze kulturalną i bezosobową formę komunikacji, jaką jest wiadomość tekstowa.

Pewna nauczycielka języka angielskiego opisała na blogu swoje doświadczenia z koreańskimi mężczyznami. Jej pierwszy związek skończył się po kilku miesiącach, gdy rodzina chłopaka dowiedziała się, że ich dziecko umawia się z białą dziewczyną. Kolejny związek był już dużo poważniejszy. Rodzice okazali się otwartymi ludźmi i szybko zaakceptowali wybrankę swojego syna. Para zamieszkała razem, snuła plany na przyszłość, planowała ślub i dzieci, aż któregoś dnia przyszła straszna wiadomość: brat dziewczyny zmarł. Dziewczyna była zdruzgotana, ale jej chłopak nie potrafił zrozumieć jej rozpaczy. Kultura koreańska traktuje śmierć jako naturalną kolej rzeczy i żałoba, jaką ma się w sercu po śmierci ukochanej osoby, tam właśnie powinna zostać. Wielotygodniowe płacze i oczekiwanie wsparcia były zbyt dużym szokiem i ciężarem dla tego chłopaka i któregoś dnia po prostu spakował swoje rzeczy (pod nieobecność dziewczyny) i już więcej się nie pokazał. Wieść o zerwaniu, zgodnie z oczekiwaniami, wysłał na KakaoTalk.

To nie tak, że każdy związek białej kobiety i Azjaty z góry skazany jest na porażkę. Jest wiele par, które na przekór ponurym statystykom wciąż są razem, kochają się i są szczęśliwe pomimo upływu lat. Serce zazwyczaj niewiele sobie robi ze zdrowego rozsądku i jak już raz obierze sobie obiekt westchnień, trudno na to coś poradzić. Jedna amerykańsko-koreańska para stworzyła na przykład „zasady kłótni”, według których w zapalnym momencie dają sobie 5 minut ciszy, by zastanowić się, jak najlepiej wyrazić to, co ich zraniło. Komunikacja w innym języku jest wyzwaniem, ale też błogosławieństwem, bo często trzeba zrezygnować z cynizmu i złośliwości, bo druga strona i tak nie zrozumie aluzji. Zdając sobie sprawę z dzielących nas różnic, nie czeka się na to, aż druga strona wreszcie wpadnie na to, czego się od niego/niej oczekuje, a po prostu mówi o tym otwarcie.


Bycie z kimś o odmiennej kulturze i przekonaniach na pewno nie należy do najłatwiejszych rzeczy na świecie, ale gwarantuje też, że w związku nie będzie nudno. Jeśli mężczyzna, pomimo wszystkiego, co was dzieli, wciąż chce być z Tobą, możesz być przekonana, że kocha cię do szaleństwa. A takiego uczucia nie można przecież tak po prostu odrzucić, prawda?

A teraz przyznawać się, kto był/jest/będzie w mieszanym związku i jakie są Wasze doświadczenia! ^^

P.S. Więcej o randkowaniu w Azji tutaj

niedziela, 12 października 2014

Jessica i jej odejście z Girls’ Generation

Czy po tych wszystkich skandalach i nietrafionych decyzjach, jakie miały miejsce w tym roku (więcej tutaj), może przydarzyć się SM Entertainment jeszcze coś gorszego? A i owszem. Zarząd agencji podjął 30 września kontrowersyjną decyzję o wydaleniu Jessicy z Girls’ Generation!


Wszystko zaczęło się od postu Jessicy na Weibo (chińskim portalu społecznościowym), który został opublikowany 30.09.2014 o godz. 5 nad ranem:

Byłam podekscytowana naszym nadchodzącym spotkaniem z fanami, kiedy zupełnie niespodziewanie zostałam poinformowana przez moją firmę i 8 pozostałych, że od dziś nie jestem już częścią zespołu. Jestem zdruzgotana – praca jako członkini GG zawsze była moim priorytetem i miłością, ale z nieuzasadnionych powodów zmuszono mnie do odejścia.

Wielu fanów sądziło, że ta wiadomość, to robota jakiegoś młodocianego anty-fana, który ma za dużo czasu i zbyt dużo wiedzy z zakresu informatyki. Nic nie zapowiadało takiego obrotu wydarzeń, a i wczesna godzina publikacji postu świadczyła raczej za tym, że jest to hackerska robota. Czekano więc na oficjalną wypowiedź SM Entertainment. Tym razem jednak agencja nie spieszyła się z wyjaśnieniami, co jeszcze bardziej podgrzało sytuację. Gdy wreszcie pojawiło się oświadczenie agencji, nie było wątpliwości: Jessica nie jest już częścią legendarnego Girls’ Generation!


Tej wiosny Jessica poinformowała firmę, że w związku ze sprawami natury prywatnej, chciałaby zaprzestać swojej działalności jako członek GG po wydaniu kolejnego albumu. […] Podczas gdy oświadczenie Jessicy było dla nas zaskoczeniem, firma oraz członkinie wkładali ciągły wysiłek i namysł, by zadecydować, co jest najlepsze dla Girls’ Generation.

Jednakże w wyniku ostatnich wydarzeń, gdzie pojawił się konflikt interesów dotyczący tego, czy działalność w GG powinna być priorytetem, podczas gdy Jessica rozpoczęła swój biznes związany z modą, pojawił się impas pomimo ciągłych rozmów na temat zachowania [dotychczasowego kształtu] grupy.

W odpowiedzi firma postanowiła przyśpieszyć plan promocji Girls’ Generation jako zespołu 8-osobowego i w środku trwania rozmów, kiedy powinniśmy ogłosić tę wiadomość, Jessica opublikowała swój post, prezentując swój sposób widzenia sprawy.

Od teraz firma planuje wspierać i organizować działalność 8-osobowego Girls’ Generation oraz solowej kariery Jessicy.

Jaki konflikt interesów, można by spytać. Tym, którzy nie śledzą życia gwiazd zbyt dociekliwie (czyli i mnie również :P), pragnę donieść, że Jessica zaprezentowała 6-tego sierpnia tego roku swoje najnowsze dziecko: nową markę odzieżową BLANC. Póki co w debiutanckiej kolekcji ukazały się okulary, perfumy i dodatki, ale firma planuje zaprezentować odzież projektu piosenkarki na sezon jesień-zima 2015 r.


Czy zatem SM ma rację, pozbywając się dziewczyny z zespołu, jako że pozwoliła sobie na dodatkową działalność i wykorzystuje przy tym sławę, jaką zdobyła dzięki GG? Nie do końca. Posłuchajmy co Jessica ma do powiedzenia na ten temat:

29-tego września poinformowano mnie, że mam odejść z Girls’ Generation i nie potrafiłam ukryć szoku i rozczarowania z powodu tej informacji.

Jako członkini Girls’ Generation zawsze przedkładałam działalność w GG ponad wszystko inne, czy to moje życie prywatne, czy biznes. Pomimo moich wysiłków i oddania grupie, firma poinformowała mnie, że muszę odejść z zespołu.

Od samego początku aż do chwili obecnej, zawsze omawiałam i prosiłam o wsparcie SM Entertainment oraz pozostałe członkinie w sprawie mojego prywatnego biznesu. Na początku sierpnia uzyskałam zgodę od SM na kontynuowanie mojej działalności, wypełniając jednocześnie moje zadania związane z show-biznesem i rozpoczęłam mój biznes z błogosławieństwem pozostałych członkiń zespołu.

Jednak w przeciągu mniej niż pół miesiąca od wprowadzenia na rynek mojej marki, dziewczyny z zespołu zmieniły swoje stanowisko i zwołały zebranie, podczas którego zażądały, że albo wycofam się z mojego biznesu, albo opuszczę Girls’ Generation, nie podając żadnych wyjaśnień ani powodów. Wyjaśniłam im wtedy, że dostałam zgodę od firmy, nigdy nie uciekałam od wykonywania moich obowiązków jako członkini GG i że nie mogę wstrzymać mojej działalności w BLANC z powodu obowiązujących mnie kontraktów z moimi partnerami biznesowymi. Ostatecznie, udało mi się [je] przekonać, że żądanie, bym wybrała pomiędzy moim biznesem a GG jest niesprawiedliwe, ponieważ bycie częścią GG jest najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu i nigdy nie myślałam o tym, by opuścić grupę.

Bardzo zaniepokojona, spotkałam się z przedstawicielem firmy 16-tego września, by omówić moje stanowisko i po raz kolejny uzyskałam zgodę na kontynuowanie mojej działalności.

Jednakże 29-tego września otrzymałam jednostronne żądanie od firmy, bym odeszła z Girls’ Generation. Przez to nie byłam w stanie uczestniczyć w spotkaniu z fanami, które było zaplanowane w Chinach na 30-tego września i zostałam wyłączona z wszystkich aktywności GG.

Nie mogłam ukryć mojego smutku i tego, jak głęboko zostałam zraniona, żądaniem opuszczenia Girls’ Generation, poczynionego przez firmę i pozostałe członkinie, z którymi spędziłam 15 lat. Chciałabym także przeprosić fanów, którzy przeze mnie się martwili. Mam nadzieję, że rozumiecie, że cała sytuacja nie jest tym, czego chciałam i że zawsze będę wspierać i cenić Girls’ Generation. Bardzo dziękuję Wam za Waszą ciągłą miłość i wsparcie.

 [Ostatnie zdjęcia jako "kochająca się rodzina"]

Kto ma rację? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Biorąc pod uwagę okoliczności całego zajścia, skłaniałabym się raczej w stronę wersji Jessicy. Co za bezduszna machina informuje swojego (jednego z najlepiej zarabiających!) pracownika, który poświęcił firmie 15 lat życia, że od dziś nie jest już częścią zespołu? Szczególnie, że Jessica przyleciała ze Stanów tylko po to, by wziąć w udział w planowanym spotkaniu z fanami w Chinach. Nie ma co się dziwić, że dziewczyna była sfrustrowana i poczuła się oszukana i w emocjach opublikowała swój post na Weibo. Jeśli SM tak postępuje ze swoimi największymi gwiazdami, aż strach pomyśleć, w jakiej psychozie strachu o swoją pozycję muszą żyć wszystkie pomniejsze gwiazdki agencji.

Jak to w życiu, pewnie zabrakło komunikacji i sprawy nie zostały omówione dostatecznie dokładnie. Szokujące jest jednak dla mnie, że agencje podejmują arbitralne decyzje tego typu, nie konsultując tego z zainteresowanymi. Nie mówiąc już o tym, że zastanawiająca jest reakcja reszty dziewczyn z GG, które, w świetle obu oficjalnych oświadczeń, wydatnie przyczyniły się do wydalenie swojej koleżanki z zespołu.

 [pierścionek od Tiffaniego i Co., ponoć zaręczynowy]

Na tym przykładzie dobrze widać, jak bardzo owy uroczy obrazek o braterstwie i miłości w każdym k-popowym zespole jest sztuczny i wykreowany dla przyjemności fanów. Nie udzielasz się dostatecznie i masz choćby przebłysk nad tym, jakby tu zatroszczyć się o swoją przyszłość? Bam, nie ma cię już w zespole.

A trudno się dziwić Jessice, że postanowiła zrobić coś ze swoim życiem, bo bycie idolem to przecież nie jest zajęcie na całe życie. Czy nam się to podoba, czy nie, takie legendy jak BIGBANG czy właśnie GG, schodzą już po woli ze sceny i każdy z członków podąży niebawem własną drogą, czy to w stronę kariery solowej, czy aktorstwa, czy choćby właśnie mody.

Dodatkowo pikanterii całej sprawie dodają plotki o tym, jakoby Jessica chciała niedługo wstąpić w związek małżeński ze swoim wieloletnim partnerem, Taylerem Kwon. Marka BLANC to po części też jego biznes. Tayler zainwestował w przedsięwzięcie nie małe pieniądze i zajmuje się promocją firmy w Chinach i Hong Kongu. To zacieśnienie więzów pomiędzy Jessicą i Taylerem najwyraźniej nie spodobało się w SM Entertainment. Pomimo, iż Tayler na swoim profilu na Weibo wielokrotnie dementował plotki o tym, jakoby miał się niebawem ożenić z Jessicą, wątpliwości wciąż pozostają.

 [Tayler Kwon]

SM mogło martwić się, że ewentualne zamążpójście Jessicy wpłynęłoby negatywnie na image grupy i ostatecznie odciągnęłoby ją już zupełnie od działalności w przemyśle rozrywkowym, jak stało się np. w przypadku Sohee z Wonder Girls. Dispatch, koreański portal plotkowy, opublikował niedawno artykuł o całej sprawie, twierdząc, że rozmawiał z bliskimi przyjaciółmi Jessicy, jednak wydźwięk całego tekstu wydaje się mocno jednostronny, jakby powstał pod dyktando SM. Wynika z niego, że Jessica już od dłuższego czasu planowała swoje odejście i z rozmysłem skoncentrowała się na działalności swojej firmy, nie informując nawet nikogo o dacie oficjalnego wypuszczenia pierwszej kolekcji. Pozostałe dziewczyny miały wspierać działania i plany koleżanki, jednak sądziły, że cała działalność biznesowa oraz małżeństwo będą miały miejsce po zakończeniu przygody z GG, a nie jeszcze w jej trakcie, dlatego poczuły się oszukane takim rozwojem wydarzeń.

Jakby nie było, jedność sióstr została zachwiana i niedawne jeszcze zapewnienia, że dziewczyny pozostaną wiecznymi przyjaciółkami i będą razem świętować urodziny swoich dzieci, odchodzi w niepamięć jako kolejna urocza przypowiastka dla spragnionych ciepła i sielanki fanów. Nie sądzę, by całe wydarzenie jakoś mocno wpłynęło na popularność grupy, bo pozostałe 8 dziewcząt ma wystarczająco fanów, by godnie pociągnąć grupę do oficjalnego rozwiązania za kilka lat. Jessica również nie powinna wiele stracić. Jej firma rozwija się bardzo szybko i w związku z tym, że ma teraz więcej czasu i wolności, pełną parą zaangażowała się w promocje i wypuszczanie na rynek nowych produktów.

Życzę im wszystkim jak najlepiej, bo każda z 9 dziewcząt ciężko harowała na swój sukces. A SM? Jak zawsze popisali się zdolnościami mediacyjnymi i taktem. A to jeszcze nie koniec skandali, bo kolejny członek EXO wystąpił do sądu o unieważnienie kontraktu z firmą.

Wyraźnie coś bardzo złego dzieję się w SM i jeśli zmiany nie nastąpią natychmiast, przyszłość tego molocha nie wygląda różowo.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 10 października 2014

Przepis na dziewczynę doskonałą! Made in Japan

Ach ci Japończycy. Oni to lubią mieć wszystko usystematyzowane, rozpisane na syndromy, nazwane i skatalogowane. Czemu więc nie stworzyć prostego przepisu na dziewczynę doskonałą? Jedno z czasopism adresowanych do młodych mężczyzn stworzyło listę 23 punktów, które składają się na obraz niewiasty z męskich marzeń i snów.

[Dziewczyna idealna!]

Przeanalizujmy zatem ten jednostronicowy artykulik i sprawdźmy, jak wygląda perfekcyjny materiał na towarzyszkę życia (albo przynajmniej jego części).

  1. Urocza buzia, dołeczki, gdy się uśmiecha i naturalny, dyskretny makijaż
  2. Długie, czarne, lekko falujące włosy
  3. Wzrost: 160 cm
  4. Waga: 48 kg
    Czy będzie dla Was zaskoczeniem, jeśli napiszę, że idealna dziewczyna ma niedowagę? Japończycy zdają się mieć fisia na punkcie tej czwórki z przodu kilogramów (jak długo nie jest to trzy-cyfrowa liczba :D). Cokolwiek przekraczającego 50 to już fe-fe, 60kg na kręgosłupie to w ogóle obelga i obraza czci niewieściej. Mimo ruchu dziewcząt-pianek (więcej tutaj), niestety, niedożywienie nadal w modzie.
  5. Miseczka C
    Wyczytałam gdzieś, że to niby najpopularniejszy rozmiar w Japonii, ale albo ja miałam niefarta i widziałam tam tylko niezbyt obdarzone kobiety, albo wata jest tam równie popularna ^^
  6. Typ osobowości „S”


    [więc mówisz, że lubisz dziewczyny o silnej osobowości... ]

    Ktoś kiedyś przywiózł do Japonii pojęcia sadyzmu i masochizmu i tak się one lokalsom spodobały, że zyskały nowe życie i znaczenie. W randkowym slangu S (od sado) i M (od maso) nie odnoszą się do seksualnych preferencji, a raczej do typu osobowości. S to lekko złośliwy typ, który raczej będzie się nabijał z partnera i dręczył go małymi psikusami, niż pozwalał sobie na personalne wycieczki we własnym kierunku. Ciężko orzec, czy wybór tego typu osobowości powodowany jest tym, że silne kobiety wydają się być Japończykom pociągające, czy może po prostu dobrze mieć w związku jakieś urozmaicenie, a faceci są zbyt leniwi, by samemu podjąć inicjatywę.
  7. Pachnie mydłem
    Hmmm… Sztachnij się feromonem? :D
  8. Osobowość tsundere
    Tsundere to kolejne pocieszne określenie ludzkiego usposobienia. Termin wywodzi swój rodowód z mang i anime, gdzie aż roi się od bohaterek obdarzonych takim charakterkiem. Jest to mieszanka dwóch pojęć:
    tsun tsun (typ łatwo irytujący się) i dere dere (słodki, uroczy, ujmujący i opiekuńczy). Taka dziewczyna zawsze będzie gotowa spędzić w kuchni trzy godziny, by wyczarować 5-daniowy obiad i tort szwardzwaldzki na deser, byle tylko sprawić radość temu jedynemu. Gorzej jednak, jeśli ukochany zacznie marudzić, że zupa za słona albo za dużo jest wisienek na torcie. W takiej sytuacji wskazane jest pochowanie ostrych narzędzi zawczasu.
    Mój mężczyzna wie już, że nie kwestionuje się smaku moich potraw ^^



    [och, więc nie smakuje?]

  9. Często mówi baka
    Pojęcie
    baka (dosłownie: głupek) znane jest aż za dobrze wszystkim miłośnikom anime. Japończycy znajdują coś ponętnego w wyzywaniu ich od ćwierćinteligentów. No cóż, każda nacja ma jakiś swój fetysz. Koreańczycy lubią, jak się na nich woła oppa! (więcej tutaj), Japończycy lubią uchodzić za głupków.
  10. Nosi słodkie i urocze ubrania
    To jestem akurat w stanie zrozumieć. Sama mam fisia na punkcie uroczych i dziewczęcych strojów!
  11. Hobby: gotowanie


    Hmm… Widać, powiedzenie „przez żołądek do serca” jest uniwersalne na całym świecie.
  12. Ulubiony rodzaj muzyki: rock
    Chyba wiem, o co tu może chodzić. Jeśli dziewczyna lubiłaby pop, istniałoby duże prawdopodobieństwo, że szalałaby za jakimś boys-bandem składającym się z pięciu czy więcej kwiatków, a takiej konkurencji nikt nie lubi! Czyżby jednak twórcy artykuły zapomnieli, że istnieje taki nurt w Japonii jak visual-rock? :>

  13. Ulubione danie: lody o smaku zielonej herbaty
    Czyli, że opadam z randkowej giełdy, bo kocham czekoladę?
  14. Miała dobre oceny z przedmiotów artystycznych i literatury
    Ach ten nieodparty urok artystycznej duszy. Pociągający jest widok pięknej niewiasty, która siedzi przed sztalugami, z nieobecnym wyrazem twarzy. Albo może po prostu faceci zawczasu chcą być pewni, że dziewczyna będzie mieć problemy z zatrudnieniem i będzie siedzieć w domu, gotując 5-daniowe obiadki i kręcąc lody o smaku zielonej herbaty?
  15. Miała dobre oceny, ale nie była to najwyższa średnia w klasie
    No tak, dziewczyna powinna być wystarczająco elokwentna, by stanowić rozumnego partnera do rozmowy, ale Boże broń, nie powinna przewyższać inteligencją swojego wybranka. I powinna mieć też długie włosy, żeby dało się ją łatwo zaciągnąć do jaskini (patrz punkt 2).
  16. W szkole należała do klubu tanecznego
    Co by była giętka i smukła jak trzcina i wieczorami rozpalała męskie zmysły pląsami.
  17. Nie lubi ćwiczeń
    Hm… To ma być w końcu giętka i smukła, czy nie? I jak do tego wszystkiego ma się ten taniec? To nie ćwiczenia?
  18. Ma młodszego brata
    Więc wie, jak się zaopiekować nieporadnym chłopcem. Gorzej tylko, jak jej S/tsundere charakterek rozstawia braciszka po kątach.
  19. Jej zwierzątko to pluszowy pudel
    Pudel? I do tego pluszowy? Ciekawe, doprawdy…
  20. Ulubiona manga: One Piece

    I znów wypadam z randkowego obiegu, bo uwielbiam
    Inuyashę… Jak to dobrze, że mój wybranek nie jest Japończykiem, to nie wie jak niedoskonały model sobie wybrał :P
  21. Pracuje na pół etatu w kawiarni
    I kręci tam lody o smaku zielonej herbaty!
  22. Często używa popularnego Mogu Mogu Brown jako swojej stopki pod postami
    Oj, coś czuję, że w japońskim internecie aż zaroi się od tego sympatycznego misiaczka…


  23. Jeśli zapytasz, jaki typ facetów lubi, powie: „Ktoś, kto jest miły, jak ty”
    Och, jak słodko ^^

Czy tylko mi się wydaje, że z tego artykułu wynika jasno, że Japończycy to strasznie leniwi przedstawiciele gatunku męskiego, którzy nieszczególnie przejawiają chęć podjęcia inicjatywy? Całe szczęście, że tak samo jak nie wszystkie kobiety, które miały w rękach Cosmopolitan to demony seksu, tak samo nie każdy Japończyk marzy o tym, by jego wybranka spełniała wszystkie te punkty. Chyba. ^^

[ach, gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy...]

P.S. Przypominam, że dziś ostatni dzień na sprawienie sobie wypaśnej „nikt-takiej-nie-będzie-miał” koszulki  ze swoim imieniem w Hangul! Szczegóły na FB!



Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

czwartek, 9 października 2014

Hangul: pochwała prostoty

Wśród 15 dni, które Koreańczycy mają w roku wolne z tytułu świąt państwowych, znalazł się jeden dzień ku czci Hangul: koreańskiego alfabetu. 9 października to dzień, kiedy mieszkańcy Kraju Porannej Świeżości ze szczególną lubością wystukują swoje zygzaczki na najnowszej wersji Samsunga Galaxy i zostawiają urocze notatki na biurkach swoich bliskich.


Jest z czego być dumnym. Historia powstania alfabetu (a właściwie sylabariusza, gdyż Hangul służy do zapisu sylab) jest niezwykła i inspirująca. Do roku 1446 wykorzystywano w Korei chińskie znaki Hanja. Jako, że owe piktogramy służyły do zapisu znaczenia słów a nie ich brzmienia, koreańskie mądre głowy dawnych lat, również zaczęły używać chińskich krzaczków. By oddać specyfikę i złożoność gramatyki koreańskiej (i jeszcze bardziej wszystko pogmatwać), wymyślono masę dodatkowych znaków. Powstały też nowe krzaczki do zapisu koreańskich nazwisk i nazw miejscowości. Wszystko to sprawiło, że sposób zapisu myśli był tak skomplikowany, że tylko garstka najlepiej wykształconych ludzi w państwie była w stanie odcyfrować owe hieroglify.

Ówczesny władca stwierdził, że próba dostosowania chińskich znaków do języka koreańskiego jest jak „próba dopasowania kwadratowego uchwytu do okrągłej dziury”. Martwiło go to, że zdecydowana większość jego poddanych nie była w stanie przeczytać jego dekretów i rozporządzeń, a wiedza pozostawała zarezerwowana tylko dla kilku, najbardziej światłych ludzi (którzy zazwyczaj byli już w jesieni swojego życia, gdyż całą swoją młodość poświęcili na studiowanie pisma).

Dlatego też król Sejong postanowił dać wszystkim szansę zapisu swoich myśli  i stworzył coś, co miało uprościć codzienną komunikację: Hunmin Jeongeum (Odpowiednie Dźwięki, By Instruować Ludzi), znane później jako Hangul. Jest to jedyny alfabet, który nie ewoluował z pisma obrazkowego, ani nie stanowi adaptacji cudzego sposobu zapisu mowy, a został stworzony sztucznie, na potrzeby języka koreańskiego. Początkowo składał się z 28 znaków, jednak 4 z nich zanikły i obecnie używa się jedynie 24. Kształt znaków inspirowany był albo podstawowymi siłami przyrody (ㅇ to powietrze, – to ziemia a | oznacza człowieka), albo kształtem w jaki układa się język podczas wymawiania dźwięków. Twórca alfabetu stwierdził, że „mądry człowiek może zaznajomić się [ze znakami], nim ranek przerodzi się w dzień, głupek może tego dokonać w przeciągu 10 dni.”.

 [król Sejong]

Jak to w życiu bywa, arystokracji nie spodobało się, że to, co dotychczas zarezerwowane było tylko dla nich i stanowiło o ich wyjątkowości, teraz dostępne było nawet imbecylom. Przez długi czas Hangul zepchnięty został do roli pisma kobiecych pamiętników i książeczek dla dzieci. Dopiero ucisk Japończyków w XIX wieku i ich walka z kulturą koreańską sprawiły, że Hangul stał się symbolem narodowym i jest używany do dziś.

Z tej okazji mam dla Was małą niespodziankę. Tylko dziś, 9 października, możecie zamówić sobie koszulki z własnym imieniem w Hangul i napisem I K-POP albo I KOREA, w zależności co kochacie bardziej :) Szczegóły akcji na Facebooku! Zamówienia możecie wysyłać na mój mail: waleriankaa@gmail.com.

Możecie być pewni, że takiej koszulki nikt nie będzie miał! ^^



Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...